wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział 21

- Wyłącz to- usłyszałam mruknięcie przy moim uchu.
Chciałam się wysunąć z silnego uścisku blondyna, ale on sam mi na to nie pozwolił.
- Luke, muszę wstać, żeby dosięgnąć do półki, a to właśnie tam jest telefon. Musisz mnie puścić- powiedziałam i zaraz po tym, poczułam jak Hemmings mocniej obejmuje mnie. Prawie nie mogłam się ruszać.
- Nie puszczę cię. Ktokolwiek to jest zaraz się odczepi. 
Westchnęłam tylko na odpowiedź blondyna. 
Telefon przestał po chwili wydawać z siebie dźwięk, mojego aktualnego dzwonka. 
I nie zadzwonił już ponownie, za co byłam wdzięczna. Nie miałam ochoty wstawać, było mi zbyt przyjemnie. 
- A tak na marginesie, o kim myślisz, gdy słuchasz piosenki, którą masz na dzwonek?
- O nikim.
- Zła odpowiedź- wyszeptał i poczułam, jak jego usta dosłownie się przyssały do mojego karku.
- A jaka jest dobra?- spytałam, choć wnioskując z tekstu, chciał bym myślała o nim.
- O mnie- wyszeptał, po czym przygryzł lekko moją skórę. Jestem pewna, że mam tam malinkę, na szczęście jest ona w miejscu gdzie łatwą ją ukryć. 
- Masz zawsze myśleć o mnie- dodał po chwili- Tak jak ja myślę o tobie. Jesteś światłem. Jesteś nocą. Jesteś kolorem mojej krwi. [omg jak to brzmi, ale tak jest też w piosence sooo ktoś gdzieś tam ma zrytą psychikę, ale czego się spodziewać po piosence z soundtracku do 50 twarzy Greya xd ] Jesteś lekarstwem, jesteś bólem. Jesteś jedyną rzeczą, jaką chcę dotykać.
Ty jesteś moim małym prywa-tnym szczęściem. Pytanie brzmi, czy ja jestem twoim?
- Oczywiście, że jesteś- powiedziałam cicho, przykładając swoją dłoń do jego policzka. Wtulił się w nią delikatnie, przymykając  swoje oczy, tym samym blokując mi dostęp do bezkresnej, błękitnej otchłani jego tęczówek.
Patrzyłam na jego spokojną, zrelaksowaną twarz. Wyglądał jak anioł i demon jednocześnie.
Milczeliśmy już dłuższą chwilę, ja wciąż patrząc na jego anielską twarz i on, z przymrużonymi oczami. 
Nie zdawaliśmy sobie nawet sprawy, ile czasu tak trwaliśmy. Z znużonego stanu wytrącił nas dzwonek do drzwi. Luke otworzył wtedy swoje oczy, a ja lekko potrząsnęłam głową. 
- Kto to może być?- spytał Hemmings zachrypniętym (i bardzo sexownym) głosem.
- Nie wiem- odpowiedziałam. Chciałam wstać, ale zorientowałam się, że nie mam nic na sobie. Zaczęłam nerwowo poszukiwać mojej bielizny, koszulki, lub czegokolwiek, czym mogłabym zakryć się. 
Wszystko znajdowało się zbyt daleko, by dosięgnąć to. Najbliżej był jednak t-shirt Luke'a. Dziwne, myślałam że blondyn odrzucał rzeczy bliżej. Spojrzałam na niego przelotnie, ale ta króciutka chwila wystarczyła, bym zauważyła chytry uśmieszek na jego twarzy. 
Ten pierdolony Luke idiota, zajebiście sexowny Hemmings zrobił to specjalnie!
Posyłając mu spojrzenie typu 'spotka cię za to sroga kara' , wstałam z łóżka. A bynajmniej miałam taki zamiar. 
W tej samej chwili drzwi od pokoju otworzyły się, a ja wróciłam pod kołdrę szybciej niż błyskawica. Luke jak by instynktownie, przysunął mnie do siebie i objął. 
- Ludzie nie możecie nauczyć się odbierać telefonu?!
- A ty nie możesz nauczyć się pukać?!- krzyknęłam na Ashton'a. Poczułam jak moje poliki nagrzewają się. Zakryłam swoją twarz włosami i usłyszałam śmiech Luke'a. Wykorzystując bliskość, dźgnęłam go w żebro. 
- Miesiąc w celibacie za karę- wymamrotałam do siebie.
- Widzę, że było całkiem ostro- zaśmiał się Irwin i podniósł mój stanik z ziemi, poruszając przy tym zabawnie brwiami. 
Bardziej zażenowana byłabym tylko wtedy, jeśli pojawili by się tu moi rodzice.
- Wyjdź- powiedziałam ostro. Ash na to tylko się zaśmiał ale po chwili jednak opuścił pokój i zamknął drzwi za sobą, wciąż się śmiejąc.
- Jest najlepszym przyjacielem, ale czasem mam ochotę go udusić- powiedziałam opadając na łóżko.
- Wiesz, że musimy wstać?
- Wiem, ale nie chcę mi się- powiedziałam, ale mimo słów, które opuściły moje usta powoli wstałam. 
Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej szare dresy oraz czarny krótki top.
***
Po pięciu minutach długiego przebierania się, weszliśmy wreszcie z blondynem do salonu.
- No nareszcie- westchnął już zniecierpliwiony Ashton.
- Nie mówiłeś, że mamy się pośpieszyć- powiedział z uśmiechem Luke. Dziwił mnie jego dobry nastrój. To znaczy, ja też też taki miałam, ale myślę, że powód zjawienia się Irwin'a nie jest pozytywny.
- Co się stało?- spytałam proso z mostu. Nie ma po co tracić czas, jeśli sprawa jest poważna.
- Ally zaginęła. Została porwana.
- Irwin, ja pytam poważnie. Nie denerwuj mnie- nie dopouszczałam do siebie myśli, że on mógł ją porwać, mimo iż było to bardzo prawdopodobne.
- Podawali informację o tym, Lyn. To prawda.
- Ona. Musi. Być. Cała- oddzielałam wyraźnie każdy wyraz. Luke spojrzał na mnie zdziwiony. 
Ja sama byłam. 
Przecież All nas zdradziła. Prowadzała się z Dean'em. Była z nim w zgodzie. Możliwe, że zdradzała nasze sekrety. Ale to wciąż była moja All, która dla przyjaciół zrobiłaby wszystko. Moja najlepsza przyjaciółka. No może jedna z najlepszych. Jest jeszcze Taylor. 
Miałam nadzieję, że coś w niej zostało z starej jej, zanim jeszcze ten psychopata zrobił jej pranie mózgu.
- Musimy zacząć go szukać!- wywrzeszczałam w furii. On nie może zabić kolejnej osoby. Już nawet nie chodzi o to, że zrani tym mnie. Ale o sam fakt zabijania. To złe, rani całą rodzinę, często niewinnej i bezbronnej ofiary. Nie można dopuścić, by Dean bezkarnie wymordowywał ludzi.
- Jest jeszcze coś, o czym nie wiecie- oznajmił Ashton.
- Co?- zapytałam od razu.
- No bo ja tak jakby...- widać było, że Irwin gra na czas, a mi się to wcale nie podobało.
- Gadaj. Już- dokładnie zaakcentowałam oba słowa.
- Mam podejrzenia gdzie ukrywa się Dean- oznajmił szybko.
- Co!- wykrzyczałam.
- Jak to kurwa?!- wywrzeszczał w tym samym czasie Luke.
- Prowadziłem małe dochodzenie i chyba odkryłem miejsce jego kryjówki. Pytałem ludzi i kilka osób mi odpowiedziało. 
- Gdzie on jest?- spytałam z nadzieją w głosie. To była nasza szansa. Mogliśmy go złapać. Pozbyć się problemu i zacząć żyć.
- Luke, pamiętasz stary dom, zmarłego już pana Smith'a?- zwrócił się do blondyna.
- Tak.
- To właśnie tam. To jest jego kryjówka.

                                      ***

- Więc to tutaj- wyszeptałam jakby do siebie stojąc pod średniej wielkości domem.
- Tak- odpowiedziała Tay.
Znajdowaliśmy się na obrzeżach miasta, po zupełnie innej stronie, niż żyłam ja.
Miałam dreszcze, ale starałam się je ukryć, co chyba mi się udało.
Poczułam jak Luke obejmuje mnie od tyłu i po chwili wyszeptał:
- Nie denerwuj się tak. Jestem tu.
Czyli jednak zauważył, że się denerwuję. 
- Możemy już stąd iść. Nie podoba mi się to miejsce. 
- Jasne. Teraz już po prostu wiesz, że stąd masz na wszelki wypadek trzymać się z daleka. A jeśli będziesz musiała przyjść w te okolice, to nie możesz być sama.
- Dean jest wszędzie. Unikanie jego kryjówki nic nie da. Może równie dobrze przychodzić tutaj na noce, a w dzień czatować pod moim domem- powiedziałam.
- Ona ma racje- poparł mnie Luke- Ale i tak lepiej trzymaj się daleko od tej okolicy. Nie tylko ze względu na Dean'a, to po prostu nie za ciekawa część miasta. Nie chcę żeby ci się coś stało, więc lepiej zachowaj ostrożność tak bardzo, jak to tylko możliwe, ok?
-Ok.
Ruszyliśmy w stronę samochodów, które stały na poboczu kilkanaście metrów dalej. Cieszyłam się, że opuścimy to miejsce. Cały czas miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuję, choć ostatnio może być to po prostu za bardzo wyostrzona czujność. Wsiadłam do pojazdu Luke'a na miejsce pasażera, a on zajął miejsce kierowcy. Taylor jechała z Ashton'em i Calum'em, który swoją drogą, ostatnio był dziwnie milczący. 

    ***

- Jakieś plany na dzisiaj?- spytać Ash, gdy wszyscy siedzieliśmy w moim domu w salonie, po powrocie z małego zwiadu.
- Uczyć się- odpowiadamy od razu  z Tay.
- Po co?- pyta zrzędliwym tonem Luke.
- Mamy jutro test z matematyki. Wy też powinniście się przygotować- odrzekłam.
Wszyscy chłopacy w pomieszczeniu mruknęli, lub bardziej warknęli z niezadowolenia.
- Zaraz, zaraz. Jak to z matematyki? Pani Ross jest chora. Nie będzie jej jutro i przez cały tydzień w szkole.
- Naprawdę?- nie dowierzałam w słowa Calum'a.
- Skąd to wiesz?
- Mówili to w piątek. Poza tym, nie ma żadnego testu. Nie wkręcajcie nas. Gwen, jest rok niżej niż my, Taylor. Żart wam się nie udał, dziewczyny- powiedział kpiąco.
- Rzeczywiście. Wciąż zapominam, że jesteś ode mnie młodsza- Luke, wypowiadając te słowa śmieje się, co mnie trochę uraża.
- To tylko jeden rok- burczę zdenerwowana tonem kapryśnej, małej złośnicy.
- Aż jeden rok- Hemmings przedrzeźnia mój ton.
- Gramy w butelkę!
- Nie Ash, to jest durna gra- Taylor ewidentnie nie chcę w to grać. Kiedyś z nią o tym rozmawiałam. Uważa, że jest to dziecinna gra dla niewyżytych bachorów. Ma taką opinię przez jej starą grupę 'przyjaciół', którzy grając w to zadawali pytania, lub dawali wyzwania tylko o tematyce sexu. Ona była na to zbyt dojrzała, więc z nimi nie grała, oni stwierdzili, że jest nudziarą i ją zostawili.
Idioci. Taylor to prawdziwy skarb. Jej chłopak będzie szczęściarzem kiedyś.
- Proszę Tay, nie jesteśmy tacy jak oni- nalegał Ashton.
- Dobra, ale jedno zboczone pytanie, albo zadanie do mnie i koniec gry, jasne?
Wszyscy pokiwaliśmy zgodnie głowami.

Przyniosłam starą butelkę po piwie, położyłam ją w środku koła stworzonego z nas, po czym usiadłam obok Luke'a, na zarezerwowanym dla mnie miejscu.
- Czemu Gwen nie może siedzieć u mnie na kolanach- spytał marudnie Luke i wydymał usta.
- Bo nie wiadomo by było na kogo wskazuje butelka- Mikey odezwał się ze śmiechem.
Ash rozpoczął grę, bez żadnego pytania, czy może to zrobić.
Padło na mnie.
- Pytanie czy wyzwanie?
- Pytanie- nie miałam ochoty wstawać, byłam po prostu w tamtym momencie zbyt leniwa na to.
- Jak bardzo dobry w łóżku jest Luke? Odpowiedz w skali 1-10.
Wszyscy z całego grona zaczęli się śmiać, oprócz mnie i Luke'a. My byliśmy wkurzeni. Chciałam zacząć krzyczeć na Irwin'a, ale przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
- Daję 10. Świetnie się na nim śpi i jest ciepły. No i pilnuje, żebym nie spadła z łóżka.
- Nie o to mi chodziło!- zbulwersował się brunet.
- Trzeba było sprecyzować pytanie, panie Irwin- uśmiechnęłam się chytrze i zakręciłam butelką.
Padło, o ironio, na Ashtona.
- Pytanie czy wyzwanie?
- Pytaj.
- Jak bardzo podoba ci się Taylor? Skala 1-10 i nawet nie mów, że wcale, bo nikt ci nie uwierzy.
- 10- burknął pod nosem, a ja z satysfakcją spojrzałam najpierw na niego, a zaś na Taylor. Oboje byli czerwoni jak buraki. 
Ashton ponownie wprawił w ruch butelkę, która wskazywała po zatrzymaniu się na Luke'a. To chyba jakieś kpiny? 
- Jebana butelko, inni też tutaj są...- mruknęłam nie wyraźnie pod nosem.
- Pytanie czy wyzwanie?
- Wyzwanie- odpowiedział Hemmings z prowokującym uśmieszkiem na twarzy. Tylko on potrafi uśmiechać się w taki sposób.
- Pocałuj Gwen, tak jak całujesz ją gdy nie ma nas blisko.
- Kpisz sobie ze mnie?- warknął zły Luke.
- To nie powinien być dla ciebie problem, nie jeden raz całowałeś się z dziewczynami przy nas. Lyn nie wyróżnia się niczym innym, prawda?
JAPIERDOLE. ASHTON'IE IRWIN'IE, ŻYCIE CI NIE MIŁE CZY CO DO CHOLERY?
- Nie. Waż. Się. Znowu. Tak. Mówić. Zrozumiano?!- wrzasnął Lucas.
- Luke, nie denerwuj się- uspokajał blondyna Jake- to nie był jego pomysł.
- Jak to?
- To ja kazałem mu to zrobić. Słyszałem jaką miałeś kiedyś reputację i nie chcę by Gwen cierpiała przez ciebie, jasne? Musiałem się upewnić, czy jesteś w niej naprawdę zadurzony.
- Nie jestem w niej zadurzony. Jestem w niej zakochany do bólu i z każdym dniem zakochuję się coraz bardziej, choć wydaje się to już nie możliwe.

                ***
Po małej kłótni, a raczej teście uczuć Luke'a, przestaliśmy grać w butelkę. Wszyscy poszli do swoich domów. Zostałam sama z Luke'iem. Znowu. 
- Chyba na mnie też już czas- wyszeptał cicho blondyn, gdy znajdowałam się w jego uścisku.
- Zostań.
- Nie mogę. Ostatnio za bardzo się tu chyba zadomowiłem.
W połowie zdania Hammings'a rozbrzmiał dźwięk informujący o nowej wiadomości tekstowej.
Sprawdziłam telefon. 
To był Dean. Znowu. 
I co najgorsze, pokazał, że to jednak on ma nad nami przewagę.
- Zły trop dziwko. Szukajcie dalej- przeczytałam na głos. 
Luke patrzył przez ten cały czas na mój telefon.
- Ash się pomylił- wymamrotałam i czułam jak głos mi się łamie.
Po chwili przyszła kolejna wiadomość. I kilka sekund później trzecia.
Drugą był plik, zdjęcie jak staliśmy przed budynkiem, który uważaliśmy za kryjówkę Deana.
Ostatni zaś sms głosił.
' Tik tak, tik tak. Czas przemija, śmierć kogoś wita'
I znowu nastąpiło coś, czego nie znoszę. Mimo, iż wiem, że Jake żyję. Miałam atak wspomnień. Ponownie. Tylko, że tym razem, to nie było wspomnienie o wypadku  mojego brata. Sen, sprzed nie tak dawna, daje się we znaki.
    ~~~
Byłam w piwnicy, mogłam to wywnioskować, po małym oknie z którego było widać tyle co nic i stanie pomieszczenia. Moje ciało było posiniaczone, pokaleczone, poparzone a nawet pogryzione w niektórych miejscach. Skóra na moim ramieniu paliła niemiłosiernie, od wyciętego tam napisu 'dług #1' 
Nie wiedziałam kiedy, ani jak się tu znalazłam. Po prostu byłam. 
Podświadomie modliłam się, aby oprawca, nie przekroczył progu drzwi. 
Jedyne rzeczy, jakie miałam na sobie to bielizna i biała, za duża i w wielu miejscach podarta, koszulka.
Na podłodze w niektórych miejscach, znajdowały się zaschnięte już krople krwi. Mojej krwi.
Na lewo od drzwi była też kupka moich włosach, które teraz były krótsze, niż chciałabym aby były.  Nie sięgały już do pasa, kończyły się na wysokości łopatek.
Spojrzałam na ścianę naprzeciwko mnie. Siedziała tam, żałośnie oparta o ścianę dziewczyna. Jej brązowe włosy również były potargane, a skóra okaleczona. Wyglądała tak samo źle, jak ja. Może nawet gorzej.
Tak samo jak ja, jej kostki były zablokowane poprzez kajdanki, od których odchodził długi łańcuch, przez co nie mogłyśmy się nawet poruszać po pomieszczeniu. Od kącika jej ust, szła szkarłatna linia zaschniętej krwi.
- Przepraszam Gwen, nie powinnam mu ufać.



środa, 24 grudnia 2014

Rozdział 20

Wszyscy opuścili mój dom niedługo po tym. Nie z ich woli. Wyprosiłam ich. 
 No, prawie wszystkich. Jedna osoba była zbyt uparta, by wyjść.
Luke siedział właśnie ze mną na moim łóżku. 
W laptopie leciał jakiś romans, ale nie zwracaliśmy na niego uwagi. 
- A co jeśli przegramy?- spytałam, zerkając w stronę jednej z świeczek, które były rozstawione w całym pomieszczeniu i paliły się.
- Gwen, spójrz na mnie- odpowiedział mi szeptem blondyn.
- A co jeśli on zrobi coś tobie? Mnie? Nam?- spytałam, ignorując prośbę Hemmings'a.
Tym razem, chyba lekko się zirytował. Obrócił moją twarz, tak by była skierowana w jego stronę. Jednak, chcąc uniknąć jego wzroku, zamknęłam oczy.
Poczułam, jak powoli przybliża się do mnie. Chciałam się oddalić, ale przeniósł swoją dłoń na mój kark, unieruchamiając mi tym samym głowę. Delikatnie musnął ustami moje powieki. Najpierw jedną, później drugą, po czym oparł swoje czoło o moje.
Spojrzałam na niego. Z niewiadomych dla mnie przyczyn, z kącika prawego oka wypłynęła samotna łza. Miałam uczucie, że zaraz rozerwie mnie to wszystko od środka, że pęknę jak bańka mydlana. Przestanę egzystować na tym świecie. Będę złamaną osobą, jedną z tych, które szwendają się po świecie, bez większego celu. Po prostu marnują tlen, bo tak. Nie mają powodów, by żyć, ale nie mają też motywacji by umrzeć. Jedyną różnicą między mną, a nimi będzie to, że ja mam dla kogo istnieć. 
Mam więcej niż kilka powodów.
Luke. Ashton. Jake. Mama. Tata. Kate. Tay. Calum. Michael.  I jeszcze... Ally. 
- Nie płacz diablico- powiedział i pociągnął mnie tak, bym siedziała na jego nogach, a on mógł spokojnie mnie obejmować.
- Nie płcze- odpowiedziałam szybko i bardzo cicho, będąc na skraju przepaści. Będąc na skraju załamania. Byłam prawie pewna, że łzy zaraz popłyną z moich oczu i stworzą potoki, po obu stronach mojej twarzy.
- Gwen, nic się nie stanie nam. Jesteśmy lepsi, niż on. I teraz powiem najbardziej oklepany tekst, jaki mogę powiedzieć. Możesz się śmiać, że naoglądałem się romansideł. Egal* Najważniejsze, że mamy siebie. Kurwa, to rzeczywiście zabrzmiało jak z taniego romansidła- zaśmiał się lekko, a ja razem z nim. Zobaczył, że mój humor uległ poprawie i kontynuował swoje żarty.
- Więc, by być trochę bardziej oryginalnym, może powiem, że najważniejsza w życiu jest muzyka. Wyobraź sobie, że pary to piosenki, kobiety to melodia, a mężczyźni to słowa. Jest kilka rodzajów muzyki. Te dobre, idealnie dobrane do siebie. Średnie, nad którymi można popracować, ale to nigdy nie będzie to. I są te nieudane, takie, które nigdy nie ujrzą światła dziennego- uśmiechnęłam się na jego słowa. Był w tamtej chwili tak romantyczny, gdy szeptał te słowa blisko mojego ucha, że nawet nie zdawał sobie z tego sprawy.
Przygryzłam wargę i próbując ukryć uśmiech zadałam mu pytanie.
- Jakim my jesteśmy typem?
- My?- spytał się skołowany. Chyba nie załapał o co mi chodzi.
- Jakim typem piosenki jesteśmy?- zmieniłam pozycję. Siedziałam teraz na nim okrakiem.
- Jesteśmy...- spojrzał w stronę sufitu zamyślony, a po chwili ponownie skierował swój wzrok na mnie.
- My jesteśmy największym hitem jakikolwiek powstał- zaśmiałam się z jego odpowiedzi.
- W takim razie, jaki jest największy hit jaki kiedykolwiek powstał?- zapytałam z szerokim uśmiechem.
Nie wiem jak Luke może twierdzić, że nie jest słodki, ani romantyczny. Jest idealnym połączeniem obu tych cech z szczyptą ciętego języka i szaleństwa, nie powstrzymał by się też przed wjebaniem komuś. Ideał, jednym słowem.
Poczułam jak lekko wkłada dłonie pod sweter, który na sobie miałam. Musiał palcami strukturę mojej skóry, na to uczucie zareagowałam dreszczami w miejscach gdzie mnie dotykał.
- Każdy ma inny największy hit. Dla mnie jest to Evanescence - Bring Me To Life. Chcesz wiedzieć czemu?- wyszeptał, nie spuszczając wzroku z moich oczu. 
Odwróciłam wzrok, lekko speszona, przez pojawiające się na moich policzkach rumieńce. 
Znałam tą piosenkę na pamięć, każdą nutę, słowo, tonację. Ale i tak pokiwałam głową na tak, chcąc usłyszeć odpowiedź blondyna, który wyglądał niesamowicie w tamtym momencie.
Miał czarne jeansy i czerono-czarną koszule w kratę. Muszę ją od niego kiedyś pożyczyć, jest obłędna, ale to już tak swoją drogą. Włosy, które zwykle były postawione, ukrył pod czapką.
Niby nic wielkiego, zwykły strój, ale na nim robiło to wrażenie. 
Nie mogłam uwierzyć chwilami, że ideały istnieją, ale teraz sama jestem z jednym z nich. 
Stop. Zaczynam gadać jak zakochana i napalona nastolatka. To znaczy myśleć jak jedna z tego gatunku.
- Przywróciłaś mnie do życia. Obudziłaś. Uratowałaś przed ciemnością, przed światem, przed samym sobą. Czuje się dzięki tobie szczęśliwy. Brzmię znowu jak jakiś dzieciak z taniego romansu, ale zmieniłaś mnie. Nie moje życie, bo to było inne każdego dnia, w jakiś sposób. Zmieniłaś jednak mój sposób myślenia, postrzegania świata, mnie. Zacząłem dostrzegać, to co ważne, co się dzieje dookoła mnie. No i pomogłaś mi z geografią, a to już jakiś cud. Nikomu to się jeszcze nie udało- zażartował, ale moment później, był znów poważny.
- Jesteś moim kołem ratunkowym, Gwen. Moim ratunkiem i jednocześnie tylko ty możesz doprowadzić mnie do obłędu. Do zguby.
- Zguby?
- Tak. Jeśli cię nie będzie, ja też zniknę, więc jesteś moją zgubą. Dość już o mnie. Jaki jest twój największy hit?
Gabrielle Aplin - Salvation.
- Nie znam, ale posłucham tego. Najpierw powiedz mi czemu ta.
- Powinieneś ją najpierw usłyszeć. Zabrałam telefon z szafki obok i poszukałam nazwy utworu. Na szczęście moje oczy szybko wyłapały tytuł.
Z głośników wydobyły się pierwsze nuty, a zaś słowa.

You are the avalanche
One world away
My make believing
While I'm wide awake

Just a trick of light
To bring me back around again
Those wild eyes
A pshychedelic silhouette

I never meant to fall for you but I
Was buried underneath and
All that I could see was white
My salvation 
My, my
My salvation
My, my

You are the snowstorm
I'm purified
The darkest fairytale
In the dead of night

Let the band play out
As I'm making my way home again
Glorious we transcend
Into a psychedelic silhouette

I never meant to fall for you but I
Was buried underneath and
All that I could see was white
My salvation 
My, my
My salvation
My, my
My salvation
My, my
My salvation
My, my

My salvation
My, my
My salvation
My, my
My salvation
My, my
My salvation
My, my

- Jesteś moim zbawieniem, Luke. Pierwszego dnia w szkole, gdyby ktoś powiedział mi, że będę w tobie zakochiwać się, wyśmiałabym tą osobę. Powiedziała, żeby poszła się zbadać, albo coś w tym stylu. Teraz, gdyby ktoś mi powiedział, że miałabym zacząć żyć bez ciebie...- przestałam mówić, szukając odpowiednich słów.
- Co byś zrobiła?
- Nie żyła bym- odpowiedziałam po chwili namysłu.
- Jak to? Nie zabiłabyś się chyba? Co nie, Gwen?- powiedział i w jego głosie wyczułam nutę paniki.
- Oczywiście, że nie. Chodziło mi o to, że ciało wciąż by funkcjonowało, ale moje serce, było by tylko organem pompującym krew. Niczym więcej.
- Czym teraz jest?
- Teraz jest domem moich uczuć, Luke. Stamtąd pochodzą moje uczucia. Gdybyś zniknął...- znowu przerwałam - ... to było by jak zburzenie domu. 
- Dom zawsze można zbudować od nowa. Stabilniejszy. Lepszy.
- Ale to nigdy nie będzie to samo, co za pierwszym razem. Można zbudować nowy dom, ale nie da się od tak wyczarować poczucia, że należysz do tego miejsca.
- Zawsze mogę cię przygarnąć- próbował zażartować Luke, ale w jego głosie przebrzmiewała powaga.
- Mogę ci zadać pytanie? I nie mów, że właśnie to zrobiłam, bo zdaję sobie z tego świetnie sprawę.
- Okey, pytaj.
- Tobie też chcę się rzygać tęczą od tej słodkości między nami?
Blondyn wybuchł śmiechem, a ja do niego dołączyłam.
- Niech pomyślę- udał, że się zastanawia i przyłożył palce jednej ręki do skroni, zamknął oczy i próbował powstrzymać uśmiech.
- Wiem!- krzyknął, mimo, że byłam blisko i doskonale go słyszałam.
- Co?- spytałam zirytowana jego wybuchem.
- Przynieś mi fajkę, kobieto! Lepiej będzie mi się myśleć.
Zgromiłam go wzrokiem. Gdybym miała lasery w oczach, blondyn byłby już pokrojony w kosteczkę i rzucony psu sąsiada na pożarcie.
- Jeszcze. Jeden. Raz. Powiesz. Do. Mnie. Tak. To. Zostaniesz. Wykastrowany- oddzielałam każde słowo wypowiadane, gdy patrzyłam prosto w oczy Luke'a. Miałam nadzieję, że zdawał sobie sprawę, że nie żartuję.
- Nie mówisz chyba serio?- spytał z zdenerwowanym uśmiechem.
Nie odpowiedziałam.
- Gwen?! Powiedz, że żartowałaś- panika w jego głosie bardzo mnie śmieszyła, ale nie pokazywałam tego po sobie.
- Mówię na serio. Moja ciocia specjalizuję się w kastrowaniu zwierząt. Myślę, że nie miała by problemów z takim szympansem jak ty.
Było mi żal chłopaka, ale jednocześnie musiałam mu pokazać, że nie ma ze mną tak łatwo.
Diablica Gwen, ciągle we mnie siedzi i jej cięty język prosi się o podroczenie z ukochanym.
Moje usta lekko drgnęły, ale zaraz jednak przybrałam ponownie poważny wyraz twarzy. Jednak ten szczegół nie umknął uwadze Lucas'a. Obrócił nas tak, że znajdowałam się pod nim. On miał nogi po obu stronach moich bioder, a rękami unieruchomił mi ręce. Trzymał je w swoich dłoniach, równolegle do siebie po obu stronach mojej głowy.
- Odejdź ode mnie, zła kobieto- ostatnie słowo zostało specjalnie wypowiedziane wolniej i wyraźniej przez niego.
- Siedzisz na mnie, szympansie- uśmiechnęłam się wrednie pod nosem.
- Masz dziesięć sekund- powiedział i rzeczywiście zaczął odliczać od jedynki do dziesiątki.
- Na co?
- Czas minął- oznajmił przebiegłym, ale jednocześnie zabawnym tonem i zaczął mnie łaskotać.
- Pro.. proszę. Przestań. Luke!-śmiałam się, piszczałam i wrzeszczałam.
- Oj kochana, nie krzycz. jeszcze pomyślą że robię z tobą Luke'a juniora.
- Zginiesz w męczarniach Hemmings, jeszcze się o tym sam przekonasz.
- Wątpię, Peterson- spojrzał na mnie wymownie- Nie znasz metod, które na mnie działają.
- Celibat- odpowiedziałam szybko. To jedno słowo, rozpoczynające się na literę "c", wyraźnie go zaskoczyło i lekko przestraszyło.
- Co? Znowu sobie ze mnie żartujesz?
- Nie. Nigdy się nie będziesz z nikim pieprzył, ani kochał.
- Nawet z tobą?- spytał z miną zbitego szczeniaczka. A może to były tylko oczy kota ze Shrek'a?
- Szczególnie ze mną- żeby poznęcać się na nim jeszcze bardziej, przygryzłam wargę i podniosłam lekko na chwilę biodra. Na twarzy blondyna pojawiły się delikatne rumieńce. 
Zaśmiałam się, gdy po ponownym ruchu bioder, wyczułam erekcję Luke'a.
Wiedziałam, że chcę się ze mną piep... kochać. To znaczy mam nadzieję, że chcę tego drugiego.
- Hej, co się stało?- spytał, czym wytrącił mnie z chwilowego zatracenia się w myślach. Wciąż znajdowaliśmy się w takiej samej pozycji, czyli on siedział na mnie praktycznie i trzymał moje ręce.
- Nic, po prostu zamyśliłam się.
- Często ci się to zdarza- westchnął Hemmo.
- Wiem.
Zapanowała chwila ciszy, podczas której toczyłam ze sobą wewnętrzną walkę, czy spytać go o pewną rzecz.
- Luke?
- Tak?- zareagował od razu, ledwie co udało mi się wypowiedzieć zdanie.
- Co byś ze mną robił?
- Nie rozumiem pytania. Jaśniej Gwen- rzekł skoncentrowany.
- Pieprzyłbyś mnie, czy kochał się ze mną?
- Ty na serio?
- A wyglądam jakbym żartowała?- zirytowałam się lekko jego unikiem odpowiedzi.
- Myślałem, że to oczywiste. Kochałbym się z tobą Gwen. Zależy mi na tobie, Bardzo. Nie chcę pieprzyć nikogo, już nigdy. Tylko ty- pochylił się i lekko musnął moje czoło, a potem oparł się o nie swoim.
- Jesteś ostatnio bardzo  romantyczny. Wszystko z tobą ok? Wezwać lekarza? A może to tylko chwilowe- chciałam go odepchnąć lekko, ale nie udało mi się.
- Teraz moja kolej. Kto był twoim pierwszym?
- Pierwszym? Chodzi ci o pierwszego chłopaka, sex, czy pocałunek?
- Sex. Z kim się pierwsza kochałaś?
- Ja... nie pamiętam- chwile zajęło mi dokończenie wypowiedzi.
- Jak to?
- Byłam pijana. Kilka miesięcy po śmierci Jake'a, poszłam na imprezę. Nie wytrzymywałam już. Upiłam się i nie pamiętam. Wiem tylko, że następnego dnia, gdy zobaczyłam, że obudziłam się obok jakiegoś bruneta, wstałam, uprałam się w chyba rekordowym czasie i wyszłam. Nawet nie spojrzałam jak wyglądał.
- Przykro mi.
- Czemu?
- Bo na pewno nie takiego pierwszego razu chciałaś.
- Masz rację, ale nie cofnę przeszłości. Po za tym, wszystkie razy, kiedy pieprzyłam się z kimś, byłam albo pijana, albo na dragach.
- Brałaś?- szok. Normalna reakcja. Nie dziwiłam się mu.
- Tak, ale udało mi się zrezygnować, zanim było za późno.
- Więc twój pierwszy świadomy raz, wciąż przed tobą, tak?
- Tak.
- Czy chciałabyś...- zaczął, ale po chwili zrezygnował blondyn.
- Co? Dokończ, skoro już zacząłeś.
- Czy chcesz, bym ja był twoim pierwszym?- spytał nieśmiało.
Nie odpowiedziałam mu słowami. Wpiłam się swoimi ustami w jego. On oddał od razu pocałunek. Objęłam go nogami w pasie. Po chwili zostałam podniesiona, a Luke nie przerywając małej pieszczoty, niósł mnie w kierunku mojej sypialni. Nawet na schodach, nie odrywaliśmy się od siebie.
Daliśmy się ponieść chwili. Daliśmy ponieść się uczuciu i namiętności.

                                            *Mikey'POV*

Siedziałem u Ash'a na kanapie. On poszedł szybko po coś do picia do pobliskiego sklepu. Zaraz pewnie wróci. Był już wieczór i powoli zbliżała się pora meczu, który mieliśmy razem oglądać.
Z nudów, postanowiłem rozejrzeć się po małym salonie. Moją uwagę przykuł plik kartek pod ławą.
Sięgnąłem po nie, a następnie zacząłem przeglądać. Wygląda na to, że nie tylko nasza mała Gwen prowadziła własne śledztwo.
Drzwi się otwarły, a do pokoju wparował przygnębiony i zły Ash.
- Możesz mi to wyjaśnić?- spytałem, wskazując na papier w mojej ręce.
Irwin podrapał się po karku zmieszamy.
- Miałem wam nie długo o tym powiedzieć.
- Ash, tu są jakieś mapy, dowody zakupu nieruchomości. O co w tym chodzi?
- Podejrzewam, że znalazłem kryjówkę Dean'a. Chciałem wam to powiedzieć, gdybym był pewny na sto procent- wytłumaczył swój czyn.
Chciałem już mu pogratulować i zwrócić uwagę, że jednak nie powinien tego ukrywać, ale naszą uwagę przykuły wiadomości miejscowe.
- Z ostatniej chwili. Zaginęła nastolatka z LHS. Dziewczyna nazywa się Allyson Rudd.- na ekranie pojawiło się zdjęcie All-  Ma 18 lat. Wszystkich, którzy widzieli ją gdzieś w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin prosimy o kontakt z policją, lub z rodziną. Numer pojawi się zaraz na dole ekranu. Każda informacja jest ważna. Wiele osób uważa, że może to być morderca dwóch innych uczennic tej szkoły...
Spojrzeliśmy na siebie z Ashton'em. Pokiwaliśmy zgodnie głowami.
- Ty Luke'a i Gwen i Tay. A ja Calum'a, Kazuko, Jake'a i Lydi'e- zaproponował Irwin
Od razu wyjąłem swój telefon i wybrałem numer Hemmings'a, 
Odbierz idioto.

____________________________________________________________________
* Egal- obojętnie po niemiecku (ostatnio dość często używam tego słowa)

_____________________________________________________


PRZEPRASZAM, ŻE MUSIELIŚCIE TYLE CZEKAĆ, ALE CHYBA SAMI ZNACIE TO ZABIEGANIE Z SZKOŁĄ I ŚWIĘTAMI, PRAWDA?

A co do Świąt:

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!!! DUŻO ZDROWIA, SZCZĘŚCIA, MIŁOŚCI, CHŁOPAKA TAKIEGO JAK LUKE, FOLLOW OD IDOLA I CZEGO SOBIE WASZE DUSZE ZAPRAGNĄ.
OD RAZU ŻYCZĘ PIJANEGO SYLWESTRA, ALE BEZ KACA, PONIEWAŻ WĄTPIĘ, BY POJAWIŁ SIĘ 21 ROZDZIAŁ DO KOŃCA TEGO ROKU.

Mam dla was prezent w postaci....


NOWEGO FF....

LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK~LINK

Jak wrażenia po 20? 
Lubicie Luke aka Romeo?
Co myślicie o detektywie Ash'u?

Do końca YWCM zostało jeszcze jakieś 5 rozdziałów jednak.
Macie jakieś ulubione cytaty? Rozdziały? Momenty? Piszcie o nich w komentarzach x


40 Komentarzy= 21 rozdział 


~Lexi